sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział V [II]

Rozdział V
Krew czarownicy (część II)

Proponowany podkład: Placebo - Running Up That Hill

Sebastian obudził się z mocnym bólem głowy. Usiadł na łóżku i z przymrużonymi oczami rozejrzał się po pokoju. Nie było w nim nikogo, z wyjątkiem jego samego i Diany. Czarownica siedziała na fotelu, tuż obok kanapy, na której leżał chłopak. Gdy tylko zauważyła, że ten wybudził się ze snu, przysiadła na boku posłania.
 - Jak się czujesz? - spytała.
 - Już lepiej, dzięki. - Chłopak zmierzył ją wzrokiem. Nie pamiętał, jak się znalazł we własnym mieszkaniu.
 - To twoja sprawka, prawda?
Diana pokiwała tylko głową.
 - Co ci się właściwie stało? Skąd te zadrapania i zaschnięta krew? - Dziewczyna miała nadzieję, że dowie się czegoś więcej o tym, co stało się podczas pełni, dlatego, nie czekając na opinię Maksa, który właśnie brał prysznic, postanowiła podejść Sebastiana.
 - Jak to? Maks nic ci nie powiedział? - Chłopak był wyraźnie zdziwiony. Miał wrażenie, jakby Diana próbowała go oszukać. Przecież widział, jak rozmawiała z jego przyjacielem na wyspie. A może to mu się śniło?
 - No właśnie, w tym rzecz. Odkąd wróciliśmy z wyspy, milczy. - Diana bała się, że blondyn nie uwierzy w jej wersję, dlatego od razu zadała mu kolejne pytanie:
 - Zaatakowało cię jakieś zwierzę? Nie wiem… może jakiś jeleń? No mów coś!
 - Jeleń? Żartujesz sobie? - przypuszczenia znajomej rozbawiły Sebastiana.
 - To co? Kojot? - nastolatka nie dawała za wygraną.
 - Czy ty, drogie dziecko, nie wiesz, że w tym rejonie nie występują żadne kojoty?
 - Wiesz, rok temu sklep na obrzeżu jakiegoś miasta odwiedził dorosły niedźwiedź. Niedawno mówiono o pladze lisów w Warszawie… Więc skąd ta pewność, że na wyspie nie ma żadnych drapieżników?
 - No właśnie, na wyspie. Jak miałyby się tam dostać? - chłopak popukał się w czoło. - Ale w pewnym sensie można powiedzieć, że zaatakowało mnie zwierzę.
 - W pewnym sensie?
 - No tak, bo ten ssak na co dzień nie jest taki agresywny. Zresztą nie wygląda na takiego. Jedynie podczas pełni…
Blondyn wymienił z czarownicą porozumiewawcze spojrzenie. Gdy dziewczyna przypomniała sobie, że przecież o niczym „nie wie”, od razu zrobiła wielkie oczy.
 - Nie żartuj! Maks? - Tym razem to Sebastian potakiwał głową. - Jak to możliwe? Przecież wypił napar. Nie po…
 - A jak jest możliwe to, że w ogóle przemienił się bez pełni? - chłopak przerwał Dianie w pół zdania. Widząc, jak blondynka przestaje mówić i wbija wzrok w stojący obok fotel, Sebastian zaczął w końcu mówić.
 - Albo o czymś zapomniałaś, albo to ta niespodziewana przemiana, albo…
 - Albo co? - Gdy dziewczyna usłyszała w głowie znajomego wahanie, postanowiła pociągnąć go za język.
 - Sam nie wiem. Może tu chodzi o coś zupełnie innego?
 - To znaczy?
 - Może mamy do czynienia z czymś nowym? I nie ma w tym niczyjej winy?
 - To jakiś absurd - odpowiedziała czarownica, jednak sama zaczęła rozważać tę opcję. - Ale niby dlaczego miałoby się to wydarzyć akurat teraz? Przecież Maks przeszedł już kilka transformacji i nigdy wcześniej nie było podobnych problemów.
 - Nie umiem tego wytłumaczyć. Lepiej zapomnij o tym, co mówiłem.
W pokoju zapanowała cisza. Słychać było jedynie dochodzące z łazienki pluski wody. W końcu odezwał się Sebastian:
 - Wiesz, nie tylko wrogość Maksa zaskoczyła mnie tamtej nocy - zaczął nieśmiało.
 - Hmmm? - Diana nie ukrywała swojej ciekawości.
 - Widzisz, wydaje mi się, że podczas przemiany zerwane zostało nasze połączenie… W końcu zawsze po transformacji powinniśmy słyszeć wszystkie swoje myśli, a ja nie słyszałem u niego niczego. Poza tym, skoro chciał mnie zabić, mógł mi kazać zrobić to samemu. Nie jestem pewien czy nie próbował, ale to na pewno nie poskutkowało. I całe szczęście.
 - Mam nawet pewną teorię - dodał po chwili.
 - Tak? Czekaj, niech zgadnę… Skoro Maks stracił kontrolę, to kontakt między wami też się urwał? - Mówiąc to, nie starała się specjalnie ukryć ironii w swoim głosie.
 - Pewnie, że nie. - Chłopak poczuł się lekko urażony i przez chwilę zastanawiał się, czy aby przypadkiem nie skończyć tematu.
 - No dobra. - Młoda czarownica zmieniła ton głosu. - To jaki masz pomysł?
 - Myślę, że akurat to nie jest komplikacją związaną z Maksem. - Sebastian zastanawiał się, jak podzielić się ze znajomą podejrzeniami. - Co właściwie dodałaś do mojej porcji wilczej wiśni?
Diana patrzyła na niego ze zdziwieniem. O co mu chodziło? Po co w ogóle wracał do wydarzeń z tamtego popołudnia?
 - Mówiłaś, że zwiększysz trochę moje szanse. Musiałaś czegoś dosypać albo dolać. Mój napar nie był jak zwykle ciemnofioletowy, tylko czarny, poza tym smakował trochę inaczej. Niby niewielka różnica, ale nie umknie zmysłom wilka. - Blondyn uśmiechnął się.
 - Moja krew.
 - Co?! - zapytał z niedowierzaniem.
 - No co, co? - Dziewczyna czuła się, jakby była posądzaną o kradzież sukienki swojej starszej siostry. - Dolałam ci parę kropel swojej krwi. Co w tym takiego dziwnego?
 - Yyy… Czekaj, niech pomyślę… Wszystko? - Sebastian nie rozumiał dziewczyny przyjaciela. Czy naprawdę uważała to, co rzekomo zrobiła, za normalne?
 - Nie wierzę, że z własnej woli dałabyś mi trochę swojej krwi. W końcu oboje wiemy, że od samego początku za mną nie przepadasz. No i…
 - I? - Blondynka też nie wiedziała, czemu nagle zechciała pomóc temu zarozumiałemu chłopakowi.
 - No i z tego co się orientuję w waszych zasadach, czarownicy nie można skaleczyć. To jedno z zabezpieczeń przeciwko likantropom chcącym zawiązać z takimi jak ty braterstwo krwi. Przecież dlatego nie nawiązałaś więzi z Maksem, prawda?
 -Tak, prawie wszystko się zgadza.
 - Prawie wszystko? - Czego właściwie nie wiedział o czarownicach? Może coś przeoczył?
 - Teoretycznie nas nie można skaleczyć. Widzisz, nasza krew ma zbyt wiele właściwości. Zresztą jedną z nich jest utrzymywanie skóry na tyle elastyczną, by była odporna na wszelkie okaleczenia…
 - No właśnie. Więc jak niby miałabyś dolać do mojej butelki chociażby parę kropli swojej krwi? - Blondyn sam już nie wiedział, czy wierzyć Dianie. Co prawda wtedy wyjaśniłaby się kwestia koloru płynu. Według opowieści o sługach magii, ich krew jest czarna jak smoła.
 - Normalnie. - Nastolatka pokazała znajomemu język. Sebastian spojrzał na nią podejrzliwie.
 - My, czarownice, jak zresztą każda istota nadprzyrodzona, mamy swoje słabe strony. Skaleczenie nas graniczy z cudem. Istnieje tylko jedno miejsce, w którym można przeciąć skórę i dostać się do krwi. Za każdym razem można spuścić tylko parę kropli, bo rana goi się w parę sekund.
Słysząc te słowa, chłopak czuł się tak, jakby poznał najbardziej skrywaną tajemnicę kobiet praktykujących magię. Przez dłuższą chwilę czekał, aż Diana dokończy myśl, jednak dziewczyna milczała.
 - No na co czekasz? Co to za miejsce?
Nastolatka wybuchła śmiechem.
 - Żartujesz, prawda? Chyba nie myślisz, że wyjawię ci coś więcej. Wystarczy, że wiesz, ze w ogóle istnieje taki punkt na moim ciele. - Mówiąc to, sprawiała wrażenie, jakby chciała poflirtować. Normalnie Sebastian nie miałby nic przeciwko, jednak dziewczyna związała się już z jego przyjacielem. Nie mógłby mu tego zrobić. Poza tym, to wszystko co mówiła czarownica, wydawało się nieco naciągane.